Katastrofa na rzece Bečva – czeska lekcja

Katastrofa na rzece Bečva – czeska lekcja

Za miesiąc miną dwa lata od katastrofy ekologicznej na rzece Bečva. Woda w czeskiej rzece została zatruta substancjami chemicznymi, lecz zbyt późne odebranie próbek wody na kluczowych odcinkach utrudniło jednoznaczne wskazanie winnych. Zginęło mnóstwo ryb, a biotop został zniszczony na lata. Katastrofa, która miała być synonimem nieudolności populistycznych rządów Andreja Babiša, za chwilę rzuci cień na rząd Petra Fiali.

W niedzielę 20 września 2020 r. czeskie media obiegła wiadomość, że do rzeki Bečva (Beczwa) na pograniczu krajów ołomunieckiego i zlińskiego (pod Valašským Meziříčím na Vsetínsku aż do Přerova), dostały się nieznane substancje chemiczne, co spowodowało śmierć dużej ilości ryb. Tego samego dnia na miejsce przyjechali strażacy, którzy ustawili bariery i pobrali próbki wody. 21 września władze lokalne zaapelowały do mieszkańców, żeby nie wchodzili do rzeki i nie pobierali z niej wody w jakimkolwiek celu. Poinformowano też, że sprawą zajmuje się już Czeska Inspekcja Środowiska Naturalnego (ČIŽP).

Śmierć ryb w kilka minut

24 września rzeczniczka ČIŽP poinformowała o wynikach badań wody. Okazało się, że w pobranych próbkach wykryto substancje chemiczne z grupy cyjanków, które pod wpływem wilgoci i dwutlenku węgla w powietrzu, a także w środowisku kwaśnym, uwalniają silnie trujący cyjanowodór, blokujący oddychanie komórkowe i śmierć w ciągu kilku minut. Wówczas sprawę od ČIŽP przejęli śledczy z kraju zlińskiego. Policja wszczęła dochodzenie sprawie popełnienia przestępstwa zniszczenia i spowodowania zagrożenia środowiska naturalnego przez zaniedbanie, za które grozi 6 miesięcy ograniczenia wolności (sic!) lub zakaz działalności. 29 września policja poinformowała, że zidentyfikowano miejsce przedostania się toksycznych substancji do rzeki przy wylocie jednego z kanałów, do którego dostęp ma wiele działających firm. Wśród nich była również DEZA, chemiczna spółka należąca do koncernu Agrofert premiera Babiša. ČIŽP wykluczyła możliwość, żeby to DEZA spuściła toksyczne substancje do rzeki, a minister środowiska Richard Brabec zaczął spekulacje o drugim możliwym źródle skażenia, podając tereny wokół Tesli Rožnov. 1 października poinformowano, że woda w Bečve jest już bezpieczna. Łącznie zginęło 40 ton ryb.

Woda na młyn dla opozycji

Emocje związane z katastrofą na morawskiej rzece podgrzewał nie tylko fakt, że jednym z jej winowajców mogła się okazać firma związana z samym premierem Babišem, ale również trwająca kampania wyborcza. Dla ówczesnej opozycji (obecnie koalicja rządząca) problemy mniejszościowego rządu ANO i ČSSD, popieranego przez komunistów, z szybkim wyjaśnieniem katastrofy stały się wodą na młyn i kolejnym argumentem o nieudolności koalicji rządzącej. Katastrofa grzała polityczne emocje również po wyborach regionalnych 2-3 października 2020 r. Burmistrzowie (STAN) w listopadzie bezskutecznie wezwali do dymisji ministra środowiska w związku ze słabymi wynikami śledztwa w sprawie katastrofy. Z inicjatywy posłów Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS), Piratów i chrześcijańskich demokratów (KDU-ČSL) Bečva stała się tematem debaty w parlamencie. Opozycja przeforsowała też utworzenie parlamentarnej komisji śledczej, której zakończenie prac zbiegło się w czasie z końcówką kolejnej kampanii wyborczej w 2021 r.

Uchybień brak…

W międzyczasie Ministerstwo Środowiska pod kontrolą ANO zleciło audyt, którego wyniki okazały się dla rządu korzystne. Resort zapowiedział przygotowanie, wraz z przedstawicielami administracji wód, metodologii standaryzującej procedurę badania podobnych spraw. Według ówczesnego ministra środowiska Richarda Brabca wypadek „na tak nadzwyczajną skalę jak ten na Bečvie pokazał, że nawet brak doświadczenia urzędników przy tak rozległej interwencji może być poważną przeszkodą w skutecznej koordynacji”. Zdaniem Brabca katastrofa na Bečvie wskazała też na konieczność aktualizacji listy wszystkich dopływów prowadzących do cieków wodnych. Nie dopatrzono się jednak żadnych zasadniczych uchybień w postepowaniu inspekcji po katastrofie. W oświadczeniu z czerwca 2021 r., a więc jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, resort środowiska poinformował, że reakcja personelu ČIŽP po zgłoszeniu awarii była zgodna zarówno z prawem wodnym, jak i wewnętrznym regulaminem inspekcji i nie miała miejsca żadna zwłoka.

… ale mile widziana rezygnacja

Innego zdania była parlamentarna komisja śledcza, która 17 września 2021 r. (blisko rok po katastrofie) skrytykowała postepowanie urzędów podczas badania katastrofy na Bečvie. Jej zdaniem pobranie próbek wody było słabo skoordynowane. W dzień awarii (niedziela) odebrano bowiem tylko jedną próbkę i nie zbadano innych potencjalnie ryzykownych wylotów z kanałów. To zostało zrobione dopiero na drugi dzień i też w nie wszystkich miejscach. Pracownik oddziału ČIŽP w Brnie, który miał informacje o skażeniu w jego dniu, poinformował przełożonych dopiero w poniedziałek 21 września 2020 r. Podsumowując, zdaniem komisji opóźnienia praktycznie uniemożliwiły precyzyjne ustalenie miejsca spustu toksycznych substancji do rzeki.

W maju br. szef Czeskiej Inspekcji Ochrony Środowiska Erik Geuss poinformował, że do końca roku zamierza zrezygnować ze swojego stanowiska. Wprawdzie utrzymuje, że Inspekcja działała poprawnie i według przepisów, ale przyznał, że po skażeniu rzeki doświadczył politycznych nacisków jak nigdy wcześniej. Dał do zrozumienia, że są członkowie nowego już rządu, którzy życzyliby sobie jego odejścia z ČIŽP i wie, że będzie polityczną ofiarą afery. Geuss jest najdłużej urzędującym dyrektorem Czeskiej Inspekcji Ochrony Środowiska. Pełni tę funkcję od ośmiu lat. Aktualnie resort środowiska kontrolowany jest przez chrześcijańskich demokratów (KDU-ČSL).

Wojna na ekspertyzy

Skomplikowana jest też sprawa śledztwa. Pod koniec marca br. prokuratura oskarżyła w tej sprawie firmę Energoaqua z Rožnova i jej dyrektora. Postawiła im zarzut zniszczenia i zagrożenia środowiska naturalnego oraz nieuprawnionego obchodzenia się z chronionymi dzikimi zwierzętami i roślinami, za co właścicielowi grozi 5 lat więzienia a firmie zakaz działalności. Sama Energoaqua już dwa razy zwracała się o zwieszenie postępowania. Opierała się na zleconej przez siebie ekspertyzie naukowej, która wywracała dotychczasowe opinie naukowców, które miały wskazywać na Energoaquę. Według badań spółki z Rožnova nie można jednoznacznie ustalić, która substancja spowodowała zatrucie rzeki i śmierć ryb, ponieważ pobrano zbyt mało próbek. Energoaqua zarządza terenem dawnej fabryki Tesli, o którym wspominał były minister środowiska w 2020 r. Zajmuje się również oczyszczaniem ścieków. Opuszczają one teren Tesli przez kanał, który wpada do Bečvy w Valašské Meziříčí. Według przedstawicieli firmy pierwsze ryby zaczęły ginąć około 3,5 km od tego wylotu. Zgodnie z ekspertyzą, na którą się powołują, oznacza to, że praktycznie niemożliwe jest, aby firma Energoaqua była winna katastrofy ekologicznej. Własną ekspertyzę w marcu 2021 r. zleciła również DEZA. Jak informował jej rzecznik w wrześniu ubiegłego roku, opinia badaczy z Politechniki Brneńskiej „jednoznacznie wykluczyła, że przyczyną awarii była nasza firma”.

Dużo wody jeszcze upłynie

W maju br. prokuratura skierowała wspomniany akt oskarżenia Energoaquy do sądu, ten jednak go odrzucił z powodu „rozbieżności i błędów”. Według portalu Seznam Zprávy sędzia rozpatrująca oskarżenie zwróciła akt, ponieważ jej zdaniem nie istnieje żaden bezpośredni dowód na to, skąd do rzeki wpłynęła woda, będąca przyczyną zatrucia ryb. W dzień wystąpienia awarii nie pobrano żadnych próbek w wylotach kluczowych kanałów, a pracownicy nie mieli nawet wiedzy na temat rozmieszenia samych kanałów. Śledczy mogli więc pominąć faktyczne miejsce skażenia rzeki. Również policja nie wskazała konkretnego winnego, który – umyślnie lub nie – spowodował zanieczyszczenie. Przedłożone przez nią dwie niezależne ekspertyzy również nie rozstrzygają, czy trująca substancja z terenu Tesli mogła trafić w takiej ilości i stężeniu, żeby spowodować masowy pomór ryb. Zdaniem sądu niezbędne jest uzyskanie nowej ekspertyzy, która dokładnie zdefiniuje ilość i drogę toksycznych substancji do rzeki. Sąd wymaga też opinii w sprawie dokładnego określenia kosztów likwidacji skutków katastrofy ekologicznej.

Oznacza to, że sprawa się przeciągnie i na ukaranie winnych Czesi jeszcze poczekają, jeśli w ogóle się doczekają. Sprawy nie wypada umorzyć ze względu na powagę i rozległość szkód, ale z drugiej strony brakuje danych i dowodów pozwalających na niepodważalne wskazanie winnych. Rząd Petra Fiali będzie miał okazję wykazać. Przypomnijmy, że Czeska Partia Piratów, będąca członkiem nowej koalicji rządzącej, uczyniła kwestię skażenia rzeki jednym z tematów swojej kampanii wyborczej, objeżdżając Czechy słynnym Szwindelbusem (fot. poniżej), mobilnym muzeum porażek rządu ANO.

Szwindelbus Czeskiej Partii Piratów, fot. Piraci, FB Pirati Kraj Vysocina


22 sierpnia 2022 r.

Zdjęcie główne: były minister środowiska (pierwszy plan, od lewej) Richard Brabec i premier Andrej Babiš, vlada.cz

Sweter czeską bronią przeciwko Putinowi

Sweter czeską bronią przeciwko Putinowi

Afera w praskim ratuszu

Afera w praskim ratuszu