Koalicja po prawej, koalicja po lewej
Czesi znają już datę jesiennych wyborów do Izby Poselskiej – głosowanie odbędzie się w piątek i sobotę 3 i 4. października. Na długo przed ogłoszeniem terminu, partie i ruchy zarówno z prawej, jak i z lewej strony sceny politycznej zaczęły formować różnego rodzaju koalicje – oficjalnie zarejestrowane i nieoficjalne, balansujące na granicy prawa wyborczego.
Dla niezależnego obserwatora, także z Polski, zorientowanie się w obecnej sytuacji może być trudne – spróbujmy więc przybliżyć skomplikowaną sytuację koalicyjną w Czechach.
Skąd w Czechach nieufność wobec koalicji?
Najpierw trochę historii politycznej i teorii prawa wyborczego. Po burzliwym okresie rozpadu Czechosłowacji i uchwaleniu nowej konstytucji, w drugiej połowie lat 90. ukształtowały się dwie dominujące partie polityczne: prawicowa ODS i lewicowa ČSSD. Ich liderzy, Václav Klaus i Miloš Zeman, byli zaciętymi przeciwnikami aż do niespodziewanego nawiązania współpracy po wyborach parlamentarnych w 1998 roku. Zdecydowali się na podpisanie tzw. Umowy o stabilizacji politycznej. Byli rywale zgodzili się na wsparcie mniejszościowego rządu ČSSD, podzielili się zarządzaniem państwem i zobowiązali się do wzajemnego nieatakowania. Obie partie próbowały następnie przesunąć kraj w kierunku systemu dwupartyjnego (znanego np. z USA czy Kanady) poprzez zmianę ordynacji wyborczej. Proponowano np. zwiększenie liczby okręgów z 8 do 35 i podwyższenie progu wyborczego dla koalicji. Ówczesny prezydent Václav Havel zaskarżył te zmiany do Trybunału Konstytucyjnego, który większość z nich uznał za niekonstytucyjne, lecz zaostrzone warunki dla koalicji pozostały w mocy.
Dwie partie – 10 procent, trzy partie – 15, cztery – 20…
ČSSD i ODS dobrze wiedziały, dlaczego sprzeciwiać się koalicjom. W reakcji na Umowę o stabilizacji politycznej po wyborach w 1998 roku powstała tzw. Czwórkoalicja – sojusz czterech demokratycznych partii (Partii Ludowej, US, ODA i DEU), które chciały zaproponować wyborcom trzecią drogę. Nowe prawo wyborcze miało jednak utrudnić to zadanie. Każda koalicja dwóch partii musiała zdobyć co najmniej 10 proc. głosów (wcześniej 8 proc.), trzech partii – 15 proc. (zamiast 11 proc.), a czterech – aż 20 proc. Czwórkoalicję poza nowym prawem dotknęły też wewnętrzne spory, przez co rozpadła się jeszcze przed kolejnymi wyborami w 2002 roku. Trzy z czterech partii dzisiaj już nie istnieją, lecz niechęć i obawy wobec koalicji przetrwały aż do 2021 roku.
Jak koalicje odsunęły od władzy Andreja Babiša
Do kolejnej istotnej współpracy koalicyjnej doszło dopiero przed wyborami w 2021 roku. W celu odsunięcia od władzy rządzącego od ośmiu lat ruchu ANO Andreja Babiša powstały dwie centroprawicowe koalicje: Spolu (czyli Razem – ODS, Partia Ludowa i TOP 09) oraz PirSTAN (Piraci i STAN). Pomogła im decyzja Trybunału Konstytucyjnego z lutego 2021 roku, który po ponad 20 latach zniósł kontrowersyjną zasadę „każda partia w koalicji +5 proc.” i przywrócił system 5-8-11. Dzięki temu, a także ponad milionowi tzw. zmarnowanych głosów (oddanych na mniejsze partie, które nie przekroczyły progu 5 proc.), Spolu i PirSTAN zdobyły zdecydowaną większość 108 mandatów. Ruch ANO przeszedł do opozycji razem ze skrajnie prawicowym SPD, gdzie pozostaje do dziś.
Cztery lata później sytuacja wygląda inaczej. Spolu, z premierem Petrem Fialą na czele, wystartuje w wyborach ponownie jako koalicja, ale PirSTAN już nie. Koalicja ta rozpadła się praktycznie tuż po ogłoszeniu wyników w 2021 roku – Piraci bowiem stracili przez tzw. zakreślanie (preferencyjne głosy), co dało im tylko 4 mandaty, a partnerowi STAN aż 33. W 2024 roku Piraci opuścili rząd Petra Fiali, który utrzymał się przy władzy bez nich.
Omijanie prawa wyborczego
Obecnie we wszystkich sondażach przedwyborczych prowadzi ruch ANO. Pod przewodnictwem byłego premiera Andreja Babiša ma ponad 10-procentową przewagę i nie potrzebuje zawierać żadnych koalicji, żeby dostać się do izby niższej. Inaczej wygląda sytuacja na skrajnej prawicy i lewicy. Lider SPD Tomio Okamura ogłosił niedawno współpracę z trzema małymi ugrupowaniami skrajnej prawicy (Wolni, PRO i Trikolora), ale nie zarejestrował formalnej koalicji – zaoferował ich liderom miejsca na listach SPD. Jest to zabieg balansujący na granicy prawa, ale legalny. Wcześniej użyła go np. TOP 09 z rodzącym się STAN. Dzięki temu SPD nadal potrzebuje tylko 5 proc. głosów, by wejść do parlamentu.
Podobnie działa skrajna lewica pod przewodnictwem komunistki Kateřiny Konečnej. Komuniści, którzy wypadli z parlamentu w poprzednich wyborach, nawiązali współpracę z dwiema marginalnymi nacjonalistyczno-lewicowymi partiami (SD-SN i ČSNS). Aby uniknąć konieczności zdobycia 11 proc. głosów, współpracownik Konečnej Daniel Sterzik zarejestrował nową partię – „Stačilo!” (pol. „Dość!”). Oficjalnie więc także i ona potrzebuje tylko 5 proc. poparcia, by wejść do Izby Poselskiej.
Jak „koalicje” mogą przywrócić Andreja Babiša do władzy
Z powyższego można wywnioskować, jak zmieniła się czeska scena polityczna od wyborów w 2017 roku – sytuacja przypomina teraz tę znaną np. z Polski. Duże partie przyciągają mniejsze, by zmaksymalizować wynik wyborczy i zminimalizować ryzyko zmarnowanych głosów. Czy ta strategia zadziała również w Czechach, przekonamy się w październiku. Nie jest tajemnicą, że ruch ANO rozważa możliwość powyborczej współpracy z SPD lub Stačilo! – nawet jeśli wygra wybory, może potrzebować koalicjanta. Koalicje, które przed czterema laty odsunęły Babiša od władzy, mogą więc paradoksalnie pomóc mu do niej wrócić.
28 maja 2025 r., foto: vlada.cz
Pavel Folprecht